Nie przyszedł Mahomet do góry, przyszła góra do Mahometa
Konkurs w Bałtowie to kolejna edycja regionalnych Konkursów Pracy Wyżłów i Psów Myśliwskich tzw. Małych Ras organizowana przez ZO w Radomiu.
Organizacja wzorowa, sędziowie standardowi, czyli Ci co zawsze 🙂 Pogoda raczej dobra. Gdyby nie padało, byłaby bardzo dobra. Dość wietrznie, więc na pewno można było dokonać oceny psów.
Stawka dopisała lepiej niż pogoda, zwłaszcza w małych rasach. 3 springery i 2 płochacze niemieckie – to zadziwiająco dobra obsada, w porównaniu z ostatnimi latami, które można określić chudymi, pod względem frekwencji „małych ras” na imprezach kynologicznych.
Wyżły stawiły się na zbiórce w ilości 7 sztuk, więc na poziomie średniej krajowej. Warto przypomnieć, że rok temu na tzw. krajówce, frekwencja była na poziomie 5 psów legawych, czyli raczej żenująca.
Jedyne co mogło wywołać powód do dumy u Naszych zacnych działaczy kynologicznych, to dość liczna grupa myśliwych startująca ze swoimi psami. Niestety tylko mogło, ponieważ poziom kynologii u Naszych nemrodów okazał się być tylko powodem do wstydu.
Warto przypomnieć, że konkursy pracy powinny mieć za zadanie – zgodnie z założeniami regulaminu Prób i Konkursów Pracy Wyżłów, ocenę zarówno cech wrodzonych psów, jak i poziomu wyszkolenia. Podatność psa na szkolenie jest również cechą wrodzoną i szalenie ważną zwłaszcza dla praktyków.
Niestety wszystkie psy biorące udział w konkursie, z wyjątkiem jednego springer spaniela, były miernie wyszkolone lub wcale. Doskonale było to widać podczas przynoszenia aportu. Czymś permanentnym było u startujących psów memłanie, miażdżenie tuszy aportów tak, że słychać było chrupanie kości… Rzucanie aportów pod nogi przewodnika lub wynoszenie aportów gdzieś w dal na groblę, czy wyrywanie aportu z psiego pyska… a wszystko to w akompaniamencie niezliczonej ilości komend.
Można zrozumieć to „niedoszkolenie” w przypadku młodych psów np. 9 miesięcznych, lecz większość psów startująca w imprezie to psy, które ukończyły już drugi rok życia, z kilkuletnimi włącznie.
Pamiętam, mimo młodego wieku ;), że jeszcze kilka lat temu poziom wyszkolenia psów był znacznie wyższy. Przewodnik podczas przynoszenia przez psa aportu miał stać nieruchomo i był bacznie obserwowany przez sędziów, którzy za każdą wydaną komendę obniżali ocenę o jeden.
Co zatem się stało, przez ostatnie kilka lat?
Według mnie sędziowie, zaczęli dostosowywać poziom oceniania do coraz niższego poziomu wyszkolenia psów. Przewodnicy nie byli w stanie dostosować się do standardów oceny, więc zmieniono tak standardy, aby można było przyznać słabym i słabo wyszkolonym psom dyplomy, czyli jak w tytule – nie przyszedł Mahomet do góry, przyszła góra do Mahometa…
Tomasz Wiński