Nie przyszedł Mahomet do góry, przyszła góra do Mahometa

Konkurs w Bałtowie to kolejna edycja regionalnych Konkursów Pracy Wyżłów i Psów Myśliwskich tzw. Małych Ras organizowana przez ZO w Radomiu.
Organizacja wzorowa, sędziowie standardowi, czyli Ci co zawsze Pogoda raczej dobra. Gdyby nie padało, byłaby bardzo dobra. Dość wietrznie, więc na pewno można było dokonać oceny psów.
Stawka dopisała lepiej niż pogoda, zwłaszcza w małych rasach. 3 springery i 2 płochacze niemieckie – to zadziwiająco dobra obsada, w porównaniu z ostatnimi latami, które można określić chudymi, pod względem frekwencji „małych ras” na imprezach kynologicznych.
Wyżły stawiły się na zbiórce w ilości 7 sztuk, więc na poziomie średniej krajowej. Warto przypomnieć, że rok temu na tzw. krajówce, frekwencja była na poziomie 5 psów legawych, czyli raczej żenująca.
Jedyne co mogło wywołać powód do dumy u Naszych zacnych działaczy kynologicznych, to dość liczna grupa myśliwych startująca ze swoimi psami. Niestety tylko mogło, ponieważ poziom kynologii u Naszych nemrodów okazał się być tylko powodem do wstydu.
Warto przypomnieć, że konkursy pracy powinny mieć za zadanie – zgodnie z założeniami regulaminu Prób i Konkursów Pracy Wyżłów, ocenę zarówno cech wrodzonych psów, jak i poziomu wyszkolenia. Podatność psa na szkolenie jest również cechą wrodzoną i szalenie ważną zwłaszcza dla praktyków.
Niestety wszystkie psy biorące udział w konkursie, z wyjątkiem jednego springer spaniela, były miernie wyszkolone lub wcale. Doskonale było to widać podczas przynoszenia aportu. Czymś permanentnym było u startujących psów memłanie, miażdżenie tuszy aportów tak, że słychać było chrupanie kości… Rzucanie aportów pod nogi przewodnika lub wynoszenie aportów gdzieś w dal na groblę, czy wyrywanie aportu z psiego pyska… a wszystko to w akompaniamencie niezliczonej ilości komend.
Można zrozumieć to „niedoszkolenie” w przypadku młodych psów np. 9 miesięcznych, lecz większość psów startująca w imprezie to psy, które ukończyły już drugi rok życia, z kilkuletnimi włącznie.
Pamiętam, mimo młodego wieku ;), że jeszcze kilka lat temu poziom wyszkolenia psów był znacznie wyższy. Przewodnik podczas przynoszenia przez psa aportu miał stać nieruchomo i był bacznie obserwowany przez sędziów, którzy za każdą wydaną komendę obniżali ocenę o jeden.
Co zatem się stało, przez ostatnie kilka lat?
Według mnie sędziowie, zaczęli dostosowywać poziom oceniania do coraz niższego poziomu wyszkolenia psów. Przewodnicy nie byli w stanie dostosować się do standardów oceny, więc zmieniono tak standardy, aby można było przyznać słabym i słabo wyszkolonym psom dyplomy, czyli jak w tytule – nie przyszedł Mahomet do góry, przyszła góra do Mahometa…
Tomasz Wiński